Tiara Przydziału
Gdy wyszli z
pociągu Albus jeszcze chwilę przyglądał się oddalonej sylwetce Ariany. Bał się
coraz bardziej do jakiego domu przydzieli go tiara. Nie chciał być Ślizgonem,
jakiś głos w jego głowie podpowiadał mu, że musi trafić do Gryffindoru. Nagle
usłyszał donośny głos, który wołał: Pirszoroczniacy do mnie! Ustawić się w
rzędzie, szybko, bo się spóźnimy!. Harry często opowiadał Albusowi o tym
brodatym i ogromnym człowieku. Był to Hagrid- gajowy Hogwartu. Od razu zrobiło
mu się lepiej na myśl o tacie. Jego brata nie było nigdzie w pobliżu. Na szczęście
Rose stanęła obok niego. Hagid doprowadził ich przed jezioro i każdy wsiadł do
łódki. Po krótkim czasie zmęczeni i mokli dotarli do zamku. Większość dzieci
rozglądała się po korytarzach i zachwycała się ruszającymi się obrazami. W
końcu dotarli do Wielkiej Sali, gdzie Profesor
Minewra- dyrektorka szkoły powitała ich serdecznie. Tiara przydziału
odśpiewała bardzo długą piosenkę, a po tym rozpoczęła się ceremonia przydziału domu. Tiara zaczęła czytać nazwiska. Al był
bardzo zestresowany, tylko co jakiś czas tiara wykrzykiwała nazwiska: George Burt- Hufflepuf, Dyzelta Cole- Ravenclaw.
Albus co jakiś czas spoglądał na stół nauczycieli. Siedział tam przystojny
mężczyzna o długich kręconych, blond włosach, młoda kobieta o kręconych,
krótkich włosach, duży i brodaty Hagrid, profesor Sybilla, o której odpowiadał
mu James i kilka innych nauczycieli,
którym nie zdążył się przyjrzeć, bo tiara wykrzyknęła: Ariana Kratman. Ariana
spokojnym krokiem podeszła i usiadła, a tiara zaczęła mówić: Panna Kratman, doskonale
pamiętam pani przodków. Ma pani bardzo czystą krew, a tacy znajdują się w ...
nie...pani babcia była bardzo dobrą Gryfonką, pamiętam ją doskonale.
GRYFFINDOR!- krzyknęła tiara, a rozradowaną Arianę powitał tłum przy stole
Gryfonów. Rose, tiara bezwahania przydzieliła do Gryffindoru. Teraz do tiary
podszedł nijaki Frank Gools, który został przydzielony do Slytherinu, potem
Rupert Tood - Gryffindor! Nagle tiara profesor przeczytała: Albus James Potter.
Al wstał. Podszedł do tiary i usiadł, a ona przemówiła: Albus Potter, twojego
ojca nie da się zapomnieć... Pamiętam go doskonale i mam nadzieje, że okażesz
się tak pożyteczny jak on. GRYFFINDOR!- krzyknęła, a Albus, który nie mógł
uwierzyć w swoje szczęście odszedł do stołu Gryfonów. Rozpoczęła się kolacja.
Złote naczynia napełniły się jedzeniem. Obok niego siedział Rupert, którego
nazwisko słyszał podczas przydziału. Po
drugiej stronie siedziała uśmiechnięta Ariana, która co jakiś czas mruczała cos
pod nosem: przyrównała mnie do babci, hmmm. dziwne. Albusowi wydawało się, że
jest z tego dumna, ale nie był tego pewnien. Chłopiec o imieniu Rupert odezwał
się nagle do niego:
- Cześć,
jestem Rupert- powiedział śmiało.
-Cześć,
Albus- powiedział, ściskając mu rękę.
- Jak ci
się tu podoba?- spytał jasno włosy chłopak.
-Bardzo,
jak na razie jest wspaniale.- odpowiedział
Potem już
nie rozmawiali tylko delektowali się
ucztą, po długiej przybyłej drodze. Po kolacji zaprowadzono ich do dormitorium.
Opiekunem ich domu był owy jasnowłosy mężczyzna, który jak się okazało nazywał
się Michael Craigh. Albus był w dormitorium z Rupertem, Tomem, Erniem i
Olivierem. Wszyscy położyli się do łóżek. Byli bardzo szczęśliwi choć jeszcze
nie wiedzieli, że właśnie rozpoczął się najlepszy czas w ich życiu. <3
No hej Asiu ;3
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że nic nie dodasz, ale w końcu dodałaś. Wszystko fajnie tylko mam małe pytanko. A mianowicie czy Albus nie miał przypadkiem na drugie imię Severus ?
Życzę Weny
[lilypotter-fanfiction.blogspot.com]